Komentarze: 0
Uczony dotarł do stołu i wciągnął się pracowicie na krzesło. Zamajtał nogami w powietrzu, poprawił przyodziewek, ręce położył na kolanach i czekał na rozwój wypadków. Z opuszczoną głową (by nie rozdrażniać zwierza), spod przymkniętych powiek pilnie obserwował najbliższe otoczenie. W zasięgu wzroku miał brzeg drewnianego stołu, kamienną posadzkę, skalne ściany obwieszone zdjęciami w ramkach. Na stole stała jedna świeca. Porcelanowe półmiski na śnieżnobiałym obrusie ukazywały jakąś jaskrawą, dymiącą zawartość o przeraźliwie ostrym, drażniącym zapachu. Pana domu, a właściwie pieczary, nie było w pobliżu i uczony behawiorysta zaczynał mieć jak najgorsze przeczucia.
- Jestem tu jak mysz w pułapce. Bawi się mną, łobuz jeden...
Obok swego nakrycia dostrzegł haftowaną serwetkę, starannie złożoną i przewiązaną niebieską wstążeczką z napisem witaj gościu luby.
Rozwinął ją i rozpostarł na kolanach. Przez chwilę podziwiał kunsztowny wzór, potem zaś stwierdził, że motyw w samym środku jest z czterowierszem. Wrodzona ciekawość sprawiła, że na chwilę zapomniał gdzie i u kogo się znajduje. Wyjął zza pazuchy ulubiony dykcjonariusz, lupę i rozpoczął badania naukowe. Zbliżył tkaninę do oczu, kilka razy coś sprawdził w książeczce, na koniec przesylabizował co następuje:
a z dziewięciu scjentyfików
co szczęśliwie tu przybyło
wnet pozostał tylko jeden
bo się ośmiu powiesiło
Bestiariusz wypadł uczonemu z dłoni. Lupa potoczyła się pod stół. Zeskoczył z krzesła i schylił się, by zebrać cenne przedmioty. Właśnie na czworakach szukał ich na ziemi, gdy rozległ się głos gospodarza.
- Wstydu nie mają! Przyjdzie taki pijany w odwiedziny i kładzie się pod stołem zanim jeszcze przyjęcie się zacznie!
Behawiorysta zerwał się na równe nogi uderzając głową o kant stołu. Następnie wdrapał się pokornie na krzesło i nie podnosząc wzroku wyszeptał cichutko: "przepraszam... przepraszam... Ja jestem całkiem trzeźwy i niepijany... Ja tylko chciałem... Ja nie wiedziałem..."