Najnowsze wpisy, strona 2


gru 03 2004 CUDOWNE...
Komentarze: 1

- Cudowne... Cudowne... Nadzwyczajne... Co za kolory... Co za gwiazdy... I nie ma dwóch takich samych... - mówił kręcąc gorączkowo urządzeniem w prawo i w lewo.

- Jakbym powrócił do czasów dzieciństwa... jak wtedy, gdy po raz pierwszy spojrzałem w gwiazdy przez domową lunetę i zobaczyłem mgławicę O 34/342b. Miałem wrażenie, że spływa na mnie wirujący kosmiczny pył, że zaraz odlecę w bezkresną przestrzeń, która wciąga, hipnotyzuje. Kosmos kręcił się, a ja nie mogłem za nim nadążyć. Przestałem prawie oddychać. Zapomniałem o sobie, o tym, że od wielu godzin stałem z zadartą głową, z okiem przy okularze. Nie mogłem się oderwać, nie mogłem przestać patrzeć. Nie mogłem się otrząsnąć z widoku tych pędzących, mieszających się kolorowych form...

- Dość tego! Oddawaj, usłyszał.

hort : :
gru 02 2004 Życie jak kalejdoskop
Komentarze: 0

Zrobił krok do przodu i usłyszał czmychający tupot nóg. Jakież było jego zdziwienie gdy po prawej stronie pieczary ujrzał cztery manekiny zwrócone plecami do wyjścia. Ubrane były w mundurki koloru khaki. Wszystkie miały przywiązane nogi i ręce i patrzyły na ścianę jaskini. Lecz to co najbardziej rzucało się w oczy to niesłychany teatr cieni, który odbijał się na ścianie. Były to jakby postacie, trochę dziwne, bo z przeróżnymi formami...

-Ja tu nie chcę zwariować - wyszeptał naukowiec. - Powszechnie wiadomo, że ta bestia dziwna jest, ale żeby aż do tego stopnia. Przerwał, bo nagle usłyszał głos Wielkiego Mu:

- W dzisiejszej galaktyce ani krzty filozofii. Matołów mi tu samych przysyłają, którzy nigdy nie słyszeli, że wszystkie zjawiska w przyrodzie są tylko cieniami wiecznych form, czyli idei.

Głos coraz bardziej stawał się donośny i jakby przybliżał się.

- Proszę podejść do skalnej półki po lewej stronie-usłyszał.

Jak zahipnotyzowany uczony na ciągle chwiejnych nogach wykonał rozkaz.

- Znajdzie Pan tam bardzo ważny dla mnie przedmiot.

Behawiorysta drżącymi rękoma sięgnął i wyjął... stertę skrupulatnie złożonych skarpetek. Niektóre nawet mu się bardzo spodobały, zwłaszcza zielone w czerwone serduszka z napisem: Mamma per sempre.

- Szukać dalej - padł kolejny rozkaz.

Tym razem uczony wyjął kompletnie nieznany mu przedmiot, trochę przypominający niewielką lunetę.

- Proszę natychmiast wyjść z tym na zewnątrz i popatrzeć w kierunku światła. Czy Wy na tych waszych planetach naprawdę nigdy nie słyszeliście o kalejdoskopie?

Naukowiec jak opętany wybiegł z pieczary i przyłożył ten dziwny przedmiot do prawego oka. To co ujrzał przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Z wrażenia otworzył buzię i jak dziecko obracał kalejdoskop wokół swojej osi.

 

hort : :
gru 01 2004 W MROKU...
Komentarze: 3

Coś lekkiego otarło mu się o twarz. Mimo woli z ust wydarł mu się cienki, przenikliwy pisk.

- Nie potrafi kontrolować emocji, usłyszał z głębi jaskini.

- Ciemnota jakaś - usłyszał znowu.

- Boże, ratuj! – pomyślał behawiorysta. Oczy zaczęły mu się powoli  przyzwyczajać do mroku. Rozpoznał niewyraźną pionową linię – w poprzek korytarza rozwieszony był sznur, a na nim suszyły się najprzeróżniejsze części garderoby. Głównie bielizna. Spojrzał uważniej i w ciemnym kształcie, który go tak przeraził rozpoznał wielkie bokserki w różyczki...

hort : :
lis 29 2004 PIECZARA MUCUSIA
Komentarze: 0

Po chwili zapanowała znów całkowita ciemność i dało się usłyszeć odbijające się echo: Omne ignotum pro magnifico. Ten straszny głos spowodował, iż uczony stanął pełen trwogi... Po długiej chwili, która jemu wydawała się wiecznością wytarł pot z czoła. Nadal słyszał te słowa, które nie przypominały mu  żadnego języka opisanego w dziesięciotomowym wydaniu Archaicznych Języków Międzyplanetarnych. Nerwowo sięgnął do kieszeni i wyjął  zapałki (relikt przeszłości, który z pietyzmem wręczono mu przed wyjazdem). Zobaczył przed sobą  korytarz jaskini. A u góry coś co przypominało... przypominało... czaszkę. Nie to nie przypominało, to była czaszka! A pod nią napis na wyraźnie podpalonej drewnianej tabliczce: Lux in tenebris lucet. Widok był tak przerażający, że uczony podparł się o skalną ścianę nie mogąc opanować drżenia mięśni.

Był świadomy, że podjął się dość ryzykownego zajęcia, ale wszystko to przerosło jego oczekiwania. Był przecież jednym z lepszych specjalistów w dziedzinie, którą się zajmował, a jednak nie był w stanie rozszyfrować tych dziwnych słów,  którymi otoczony był Mucuś. Poza tym przeszedł gruntowne szkolenie potrzebne w awaryjnych sytuacjach, na które będzie stale narażony, jak objaśniano mu  w Centrum Analizy Umysłu Wielkiego Mu.  

I  kiedy tak cały sparaliżowany zastanawiał się co zrobić dobiegły go dźwięki jakby muzyki, mrocznej jak całe to miejsce, w którym przebywała bestia. Ostry, wibrujący głos śpiewał:

„Da sempre la verità sto cercando intensamente

scoprendo la mia identità dentro gli occhi spaventati della gente”.

„Tego już za wiele!”- pomyślał wysłannik nauki. „To zwierzę jest bardziej poplątane niż była planetarna Wieża Babel. Czas najwyższy przejść do ostrego ataku”.

 

hort : :
lis 25 2004 LIŚCIASTE OGNIE SZPERACZA
Komentarze: 0

- Liściaste ognie szperacza, wyszeptał behawiorysta roztrzęsionymi wargami, na widok wejścia do pieczary wyłaniającego się zza załomu skały. Jeden z cieszących się sławą o międzyplanetarnym zasięgu uczonych kryptologów tak właśnie przetłumaczył napis mający jakoby znajdować się u wejścia do siedziby zwierza. I oto teraz uczony miał przekonać się o prawdzie relacji tych nielicznych, którzy dotarli aż tak blisko rezydencji potwora.

 

Wiatr przywiał od strony oceanu zapach wodorostów. W powietrzu nie dawało się jednak wyczuć woni ani czosnku ani amoniaku. A przecież była pora kolacji i Wielki MU był z pewnością w domowych pieleszach. Pod uczonym ugięły się kolana, bo nagle wydało mu się, iż od strony tych właśnie pieleszy dobiegło ciche chrząkniecie. Czy aby na pewno Mucuś jadł już dzisiaj?! - pomyślał uczony. Zrobił krok naprzód, lecz zaraz potem nogi odmówiły mu posłuszeństwa, gdy chrząknięcie czy też mlaśnięcie powtórzyło się.

- Za stary jestem do tej roboty, szepnął do siebie uczony. Bliski omdlenia, usiadł na ziemi opierając się plecami o skałę. Podniósł do oczu zawieszoną na szyi lornetkę, skierował ją na wejście i wyregulował ostrość. Długą chwilę patrzył, potem zdziwił się, że nic nie widać, następnie po chwili głębszego zastanowienia ściągnął zabezpieczenie z jej okularów. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął notatnik z zatkniętym ołówkiem (w różowe i niebieskie krokodylki) i kieszonkowe wydanie Małego Bestiariusza.

- Liściaste ognie szperacza... Szkła powiększyły misternie rzeźbioną wstęgę wijącą się nad wejściem, gdzie powyginane wypukłe litery wplecione w skomplikowany motyw roślinny, układały się półkoliście w prawie nieczytelny napis. Drżąca ręka ujęła ołówek kopiując niewyraźne znaki.

- L... I... S... C... I... LISCI... A... T... E... Mozolnie przesylabizował pierwsze słowo.

LISCIATE... Coś tu jest... nie tak... powiedział z wahaniem. Coś tu się, że tak powiem... nie zgadza... psia kostka...

Spróbujmy jeszcze raz. Co prawda płaskorzeźba przedstawia jakby liście... A może płomienie?... Miejscami bardzo zatarte i w dodatku posłużono się alfabetem znanym jedynie z podręczników do archeologii międzygalaktycznej... Ale coś tu jest nie tak! Psia kostka, powiadam...

L... I... a może to jest A...  No, dobrze... L... A... S... C... I... A...T... E... LASCIATE... OG... OGNI... SZPER... SPERANZA... Aha, jest jeszcze coś dalej.... VOI... CH’ENTRATE...

- Dziwna sprawa, mruknął. - Przeintelektualizowane to-to. Oto przykład zgubnego wpływu intelektu na życie jednostki. Krótko mówiąc: rzuciło się na mózg biedactwu... W tym momencie poderwał się na równe nogi, bo tuż za sobą usłyszał coś jakby chichot i zaraz potem odgłos wielu uciekających lekkich kroków. Obejrzał się, lecz nikogo nie było.

 - Jak praca, to praca... - powiedział nie ruszając się z miejsca.

 - Do roboty! - zachęcił się ponownie. - W końcu to tylko o rzut kamieniem. Schował wszystkie swoje manatki i ruszył w stronę pieczary, oglądając się co chwilę. Szedł coraz wolniej i coraz bardziej na palcach. Potem jeszcze wolniej i jeszcze bardziej na palcach. A potem jeszcze, jeszcze wolniej i o wiele bardziej na palcach niż poprzednio. A jeszcze potem, o wiele, wiele wolniej i już bez butów. W ten sposób do wieczora pokonał prawie połowę drogi do groty. Tak... to był bardzo uparty uczony! Jeden z tych, u których głód wiedzy zabija instynkt samozachowawczy. Na koniec usłyszał szmer za plecami i z zamkniętymi oczami pognał jak sarna [to takie zwierzę] na oślep przed siebie. Zdał sobie sprawę ze swej nadludzkiej (trochę mimowolnej) odwagi dopiero gdy uderzył głową o drzwi. Huk odbił się siedmiokrotnym echem gdzieś w czeluściach góry. Drzwi ustąpiły, skrzypiąc. Uczony zachwiał się, lecz nie upadł. Zobaczył ciemność. Nieprzeniknioną ciemność... Czerń bez dna... W jej głębi rozbłysły dwie fosforyzujące źrenice...

hort : :